Czwartek, 19 sierpnia 2004, Nr 193 (1992)
Pierwsza strona
Polska
Świat
Kultura
Wiara Ojców
Myśl jest bronią
Czytelnicy
Sport
Człowiek i nauka
Ostatnia strona


14 KŁAMSTWA A.KWAŚNIEWSKIEGO O UNII

Mieszkania spółdzielcze i uwłaszczenie

Homilie Ojca Świętego. Pielgrzymka do Polski - VIII 2002

KOŚCIÓŁ KATOLICKI DZIŚ

List Apostolski ROSARIUM VIRGINIS MARIAE

Polska a Unia Europejska - 21 pytan

Antypolskie oblicze Czesława Miłosza
Profesor Jan Majda 
Fot. Ł. Korzeniowski


W związku ze śmiercią Czesława Miłosza w prasie i innych mediach pojawiło się wiele gloryfikujących opinii na jego temat. Często pochodzą one jednak od osób, które nie zadały sobie trudu, aby zapoznać się z dorobkiem literata. Owi piewcy skłonni są uznawać go nawet za pisarza wielce zasłużonego dla naszego Narodu. Rodzą się zatem pytania: jaką rzeczywistą wartość posiadała twórczość tego poety i jakie było prawdziwe oblicze noblisty? O wypowiedź na ten temat poprosiliśmy prof. Jana Majdę, historyka literatury i metodyka z Uniwersytetu Jagiellońskiego.

W swej książce zatytułowanej "Karol Wojtyła, Wisława Szymborska, Czesław Miłosz", która ukazała się nakładem krakowskiego Wydawnictwa Zakonu Pijarów, podjął Pan Profesor zagadnienia ważkie dla właściwej oceny częściowego bądź całościowego dorobku literackiego tych trojga pisarzy. Co szczególne, dokonał Pan w niej rzeczowej krytyki twórczości Miłosza pod kątem przejawów jego niechęci względem Polaków, polskiego języka, historii, literatury i w ogóle obsesyjnego wręcz dyskredytowania podstaw naszej narodowej tożsamości oraz wyszydzania zasadniczego jej składnika, jakim jest rodzimy katolicyzm. Proszę podać trochę szczegółów o tej awersji Miłosza do polskości.
- Od roku 1951, gdy Czesław Miłosz zrezygnował z pracy polskiego dyplomaty i pozostał na emigracji, we wszystkich swoich książkach brutalnie zaczął znieważać nasz kraj. Napisał wręcz, że "dla Polski nie ma miejsca na ziemi" ("Rok myśliwego"), "gdyby mi dano sposób, wysadziłbym ten kraj w powietrze" ("Rodzinna Europa"), to znów, że "Polska to Ciemnogród" ("Prywatne obowiązki"). Podobnych zniewag Polski w jego książkach jest dużo. Krytycznie ocenia on wszystkie okresy naszej historii, zwłaszcza okres rozbiorów i hitlerowską okupację - szydzi z patriotycznej postawy Polaków walczących o niepodległość. Ot, chociażby jedna jego charakterystyczna wypowiedź odnosząca się do sytuacji z 1939 roku, gdy Rosjanie zajęli Wilno: "Było mi żal tego miasta", ale "nie doznałem niczego podobnego podczas podboju Polski przez Hitlera" ("Rodzinna Europa"). Tu jasno widać, kim był ten noblista, deklarujący się wszędzie jako Litwin. Można zresztą stwierdzić, że w swym stosunku do polskiego patriotyzmu był konsekwentny. Na przykład w 1996 r. w "Tygodniku Powszechnym" pisał: "patriotyzm i ojczyzna, czyli wartości zbiorowe. Jest mi to najzupełniej obce"...

...ale nieobce było to wielkim twórcom polskiej literatury. Nasz wieszcz Cyprian Kamil Norwid z pewnością inaczej pojmował te sprawy, skoro napisał: "Ojczyzna jest to wielki, zbiorowy obowiązek". Czegoż jednak można było wymagać i spodziewać się po człowieku, który wyznawał raczej "prywatne obowiązki"...
- Trafna uwaga. Miłosz zresztą specjalnie nie krył, że ma inną niż Polska ojczyznę, chciał bowiem pracować tylko dla swej ukochanej Litwy: "Los Litwy mnie naprawdę obchodzi" ("Szukanie ojczyzny"). Wszystko, co polskie, było dla tego noblisty tylko tematem-pretekstem do uprawiania literackiego szyderstwa i dyskwalifikacji. W swojej pełnej antypolskich paszkwili książce "Prywatne obowiązki" wyznaje szczerze swój chorobliwy stosunek do polskości: "Przyznaję się, na 'polskość' jestem alergiczny". Natomiast o reprezentantach naszego Narodu wyraża się nader obelżywie: "Polak musi być świnią, ponieważ się Polakiem urodził". A w wierszu "Moja wierna mowo" ten Litwin-noblista tak znieważa polski język: "Bo ty jesteś mową upodlonych,/ mową nierozumnych i nienawidzących siebie bardziej niż innych narodów,/ mową konfidentów, mową pomieszanych,/ chorych na własną niewinność".
Dyskwalifikuje też Miłosz całą naszą literaturę za jej patriotyczne treści, uderzając zwłaszcza w jej filary - twórców tej miary co A. Mickiewicz, J. Słowacki, C.K. Norwid, H. Sienkiewicz, S. Żeromski, S. Wyspiański i wielu innych.

Wydaje się, że Miłosz najwięcej żółci wylał pod adresem naszych pisarzy w swej "Historii literatury polskiej". Jak, jako historyk literatury i metodyk kształcący przyszłych nauczycieli polonistów, a więc w pełnym tego słowa znaczeniu znawca problematyki (w odróżnieniu od Miłosza, który był z wykształcenia prawnikiem), ocenia Pan Profesor wartość tej książki? Czy rzeczywiście można uznać ją za wyraz obiektywnego spojrzenia na dzieje naszej literatury, czy raczej za zbiór osobistych i ferowanych stronniczo sądów i wyroków?
- Ta książka jest dowodem na to, że Miłosz prawnik posiadał mentalność prokuratora, a nie historyka literatury, toteż po prokuratorsku oskarżał naszą literaturę, ale nie miał w tej dziedzinie fachowej wiedzy, więc wszystkie jego oskarżenia były i są fałszywe. Miłosz mylił się zasadniczo w ocenie utworów literackich, gdyż nie znał często podstawowych naukowych zasad ich wartościowania. Z tego więc powodu kierował się w swych sądach jedynie własnym "alergicznym" subiektywizmem, litewską awersją do polskości i urazami wobec wielu polskich pisarzy, których stale potępiał za ich patriotyzm. Nie miejsce tu, by szczegółowo zajmować się analizą książki, która pełna jest niefachowych ujęć i niewłaściwych ocen dorobku naszych poetów czy prozaików. Podkreślić jednak należy zdecydowanie, że jest ona przykładem niekompetencji i awersji tego literata w ocenach polskiego piśmiennictwa, a także przykładem jego patologicznego sobiepaństwa. Dlatego wskazane byłoby, żeby nauczyciele poloniści nie posługiwali się w żadnej formie tym pseudopodręcznikiem, ponieważ jest w nim zawartych dużo błędnych interpretacji literackiej twórczości naszych pisarzy.

Opinie historyków literatury - a zatem najbardziej kompetentnych (w obszarze zagadnień nas interesujących) reprezentantów środowiska naukowego - o awersji Miłosza do Polaków i polskości są już dość ugruntowane, choć może nie objęły jeszcze w dostatecznym stopniu szerszych kręgów społecznych. Przypuszczalnie wielu naszych rodaków żyje wciąż w (jakże mylnym!) przeświadczeniu, że ten "polski" noblista dobrze zasłużył się dla naszego kraju...
- Dobrze Pan to zauważył, bo istotnie przeważająca część naszego społeczeństwa nie zapoznała się jeszcze z całą twórczością Czesława Miłosza i nie zna zarówno jej walorów, jak i stron ujemnych, w tym jej antypolskich cech. A przyczyną tego jest to, że gdy Miłosz zerwał stosunki z naszym krajem, za karę druk jego książek był zakazany. Dopiero po przyznaniu mu Nagrody Nobla jego książki powoli zaczęły się ukazywać w naszych księgarniach. Jako pierwsi czytali je historycy literatury - z zawodowego obowiązku - i wielu z nich zaczęło pisać o antypolskim buncie i awersji do polskości tego noblisty. Przytaczam ich oceny w mojej książce. Natomiast zwykli czytelnicy początkowo rzadko kupowali książki Miłosza czy naukowe opracowania o nim, bo w pierwszych latach naszej polityczno-gospodarczej transformacji panowała u nas bieda, a książki były drogie. Poważano tego noblistę tylko formalnie, bez poznania jego twórczości. Po ukazaniu się mej książki "Karol Wojtyła..." zapraszano mnie na spotkania autorskie do kilku miast - wtedy zauważyłem, że rzadko kto czytał książki Miłosza. Nawet nauczyciele poloniści znali najczęściej tylko kilka lekturowych wierszy i byli zaskoczeni, gdy mówiłem o awersji Miłosza do polskości.

Przygotowując swą pracę o Miłoszu, zadał sobie Pan Profesor trud zapoznania się ze wszystkimi utworami tego pisarza. Jak zatem, jako historyk literatury, ocenia Pan wartość twórczości autora "Pieska przydrożnego"?
- Zarówno przedwojenna, jak i emigracyjna poetycka twórczość Czesława Miłosza stała na dość dobrym poziomie, ale nie to stało się głównym bodźcem do przyznania mu literackiej Nagrody Nobla. Przyczyną tego był jego bunt przeciw komunizmowi: zerwanie z PRL-em i wydanie antysocjalistycznych w swej wymowie książek - "Zdobycie władzy" i "Zniewolony umysł". Za pierwszą z nich otrzymał nawet francuską nagrodę, poza tym nagrodzono jeszcze kilka innych jego utworów.

A jak można ocenić postawę Miłosza jako człowieka i obywatela, który wychowany i wykształcony przez Polskę odpłacił jej jawną niewdzięcznością, a nawet pogardą i wrogością?
- Miłosz od dzieciństwa do śmierci czuł się tylko obywatelem Litwy. Jeszcze w roku 1996 w "Tygodniku Powszechnym" oświadczył: "Do Litwy, kraju mych przodków, chętnie się przyznaję". Już w dzieciństwie narodziła się w nim nienawiść do Polaków. W książce "Rodzinna Europa" wyznaje szczerze, że kształtowała się w nim "obsesyjna nienawiść" do polskości, która się w nim stopniowo pogłębiała, bo o czasach studenckich, gdy kształcił się na polskim uniwersytecie w Wilnie, także wyznał: "nie znosiłem polskich nacjonalistów". Kierując się tą awersją do Polaków, wstąpił tam nawet do lewicowego ugrupowania, o czym pisze we wspomnianej książce: "Ku tej lewicy (...) popchnął mnie nie marksizm, ale mój opór wobec narodowych obskurantów" (tak często nazywa Polaków).
Gdy w latach trzydziestych Miłosza wyrzucono z pracy w radiu wileńskim za pisanie prokomunistycznych felietonów, przyjechał do Warszawy, ale polskiej stolicy nie lubił, toteż powypisywał o niej paszkwile. Krytykował polski patriotyzm podczas okupacji hitlerowskiej, wtedy postanowił nawet wystąpić "przeciw polskiej prawowierności" ("Zaraz po wojnie"). Parę lat później w książce "Prywatne obowiązki" podał swoje duchowe credo: "żeby być pełnym człowiekiem, trzeba się wynarodowić". Stał się więc w dużej mierze kosmopolitą, ale Litwa była dalej głównym źródłem jego osobowości, toteż z dużym uwielbieniem pisał o niej w swoich książkach. Swoje poglądy po megalomańsku gloryfikował, stąd cała jego twórczość ma charakter autobiograficzny. Faktem jest tylko, że do Polski i do nas Polaków czuł spotęgowaną awersję, co w wierszyku "Natura" oficjalnie wyznaje: "Na jakże długo starczy mi nonsensu Polski". I taki stosunek do nas dominuje w jego twórczości.

Znany (?) jest także stosunek Miłosza do polskiego katolicyzmu...
- Miłosz wielokrotnie wypowiadał się w sposób negatywny o polskim Kościele, który w ciężkich dla nas czasach propagował i umacniał patriotyzm. W książce "Rodzinna Europa" napisał: "Przyrzekłem sobie, że nie zawrę nigdy przymierza z polskim katolicyzmem (...), czyli że nie poddam się małpom". Natomiast w "Traktacie teologicznym" tak zbezcześcił Matkę Bożą Częstochowską: "Pochodzę z kraju, gdzie Twoje sanktuaria służą/ umacnianiu narodowej ułudy i uciekaniu się pod Twoją obronę, pogańskiej bogini, przed najazdem/ nieprzyjaciela". Takich i innych antypolskich i antykatolickich wypowiedzi Miłosza podaję więcej w swojej książce, do której odsyłam chcących pogłębić swoją wiedzę na ten temat.

Jest Pan Profesor mieszkańcem Krakowa, królewsko-stołecznego grodu, którego radni obdarzyli Czesława Miłosza tytułem honorowego mieszkańca miasta, a jeden z prezydentów wyposażył nawet w mieszkanie o sporym metrażu, opłacane na dodatek pieniędzmi z kieszeni podatników. Zapewne znajdą się jacyś radni, którzy zapragną jeszcze nadać jakiejś krakowskiej ulicy imię zmarłego poety. Czy zdaniem Pana Profesora nie jest bulwersujące, że społeczeństwo, które zostało wydziedziczone z narodowego majątku i popada przez to w coraz większą pauperyzację, zmuszone jest do gratyfikowania i honorowania takich osób, które programowo wręcz godzą w wartości bliskie sercu każdego Polaka?
- Dobrze, że Pan poruszył ten problem, bo to duże nieporozumienie, że władze Krakowa tak uhonorowały Czesława Miłosza. Honorować i rozmaicie nagradzać powinno się tylko wielkich patriotów, którzy dużo dobrego zrobili dla Polski. Tymczasem ten Litwin-noblista w swojej twórczości powypisywał stosy paszkwili na nasz kraj i jego mieszkańców. Ale domyślam się, że przedstawiciele władz Krakowa dlatego tak nagrodzili Miłosza, że nie przeczytali jego książek i nie zapoznali się z jego obelgami rzucanymi pod adresem Polaków. Przykre jest dla nas i to, że jego utwory tłumaczy się w innych krajach. Co sobie pomyślą o nas reprezentanci różnych narodów, gdy będą czytać paszkwile tego noblisty o naszym kraju?

Środowisko przyjaciół i klakierów związanych ze zmarłym literatem wystąpiło już z ideą pochowania go w podziemiach (Krypcie Zasłużonych) paulińskiego kościoła Na Skałce, drugim po Wawelu narodowym Panteonie. Czy wziąwszy pod uwagę awersję Miłosza do polskiego katolicyzmu i jego niechętny stosunek do naszego Narodu, nie byłaby to perfidna próba zbezczeszczenia narodowego sacrum i profanowania naszych świętości? W tym miejscu aż prosi się, by powtórzyć za panią Łucją Łukaszewicz, prorektor toruńskiej Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej: "Wara od tego wszystkiego, co dla Polaków stanowi sacrum!".
- W krakowskim kościele Na Skałce spoczywają wielcy patrioci, m.in. Jan Długosz, Wincenty Pol, Józef Ignacy Kraszewski, Teofil Lenartowicz, Adam Asnyk, Stanisław Wyspiański i wielu innych, którzy całe życie przepracowali dla dobra Polski, budując swoją twórczością różne wartości dla naszego Narodu. Byłby to skandal, gdyby wśród nich znalazł się Miłosz, który nasze narodowe wartości dyskwalifikował i bezcześcił. Ale jest jeszcze u nas dużo rozumnych ludzi, którzy nie dopuszczą, żeby wśród naszych wybitnych patriotów pochowanych Na Skałce znalazł się paszkwilant polskości, który marzył, żeby "wysadzić Polskę w powietrze".

Dziękuję za rozmowę.
Marek Żelazny

 >> Na początek << 


W dziale:

Pogańskie widowisko

Roszczenia przeciw Polsce mają jednoczyć Żydów i Niemców?

Antypolskie oblicze Czesława Miłosza